Kominek pilnie poszukiwany.
Z pobliskiego parku dolatywał urzekający śpiew kosów.
Właśnie kończyliśmy obiad i robiliśmy plany na jutro,gdy wpadła-jak poparzona-Jadzia.
Szybko wyrwała nasze umysły z popołudniowego rozleniwienia,gdy z natarczywością zaczęła dociekać:
-Kto ma kominek?!
Co za pytanie?Po zimie nie było już śladu...Zresztą,co to za zima w tym roku!
-Dziewczyno !Po co ci kominek?!Nie czujesz jak przygrzewa?W zimie wytrzymałaś a teraz co?Romantyczny wieczór ci się marzy?-mój mąż był najwyrażniej rozdrażniony.
-To nie o kominek chodzi,tylko o popiół-Jadzia zaczynała się usprawiedliwiać.
-A co ?sreberka masz nieoczyszczone?Już po świętach!-mój mąż zaskoczył mnie praktyczną wiedzą.
Jadzia poczuła,że już za długo trzyma nas w napięciu i wypaliła:<Na melomakarona>
-Co?-tym razem to ja nie wytrzymałam.Chodzi ci o melomakarona - ciastka ,które robi się na Boże Narodzenie?!
-Tak.
Patrzyliśmy nic nierozumiejącym wzrokiem więc Jadzia poczuła,że już czas wyjaśnić nam wszystko po kolei.
-Najlepszy przepis jaki mam na melomakarona jest ze stachtonero,czyli z dodatkiem wody gotowanej z popiołem.
-O!Oryginalne!-wciągałam się co raz bardziej-
-Ale przecież nie będziesz robić tych ciastek teraz!?Zanim je rozczynisz w grudniu,to ponownie rozpalą kominki i wtedy zaczniemy szukać popiołu!
Jadzia pokręciła głową
-No teraz jeszcze nie, ale w lipcu....a wtedy to już nigdzie nie znajdę popiołu!
-Widocznie nie ma towarzystwa namiotowo-ogniskowego,więc jedynym żródłem popiołu dla niej jest kominek-pomyślałam.
Tymczasem Jadzia rozkręciła się na dobre i zaczęła mówić zaskakujące rzeczy.
-Przed wyjazdem na wakacje do Polski zawsze piekę galaktoburyko i ze dwie brytfanki melomakarona.Owszem galaktoburyko można kupić przez cały rok,najlepiej w cukierniach <Kosmikon>,ale melomakarona w środku lata nigdzie nie ma!
Co prawda,to prawda-bo to ciastko sezonowe ,typowo zimowe,na które wszyscy z niecierpliwością czekają do grudnia a potem już na nie patrzeć nie mogą i winią je za te 2 kilo przybrane po świętach.A Jadzia je piecze w taki skwar,w środku lata,by móc je zabrać ze sobą.No bo cóż się nie robi dla przyjaciół!
Jadzia mieszka ,póki co,na stałe w Grecji,ale jej najlepsi przyjaciele wrócili do Polski osiem lat temu.
Paweł znalazł dobrą pracę dzięki doświadczeniu zdobytemu na budowach w Grecji i to ich zatrzymało w Polsce,ale tęsknota za Grecją do dziś rozrywa im serce.A już najbardziej za grecką kuchnią!
Przyrządzają wiele potraw greckich,ale to nie to samo!Lato w Polsce takie krótkie ,a potem spod folii ani pomidor ani bakłażan nie ma takiego smaku jak tu- ze spieczonego słońcem pola!A znalezienie w Polsce niektórych warzyw jak na przykład okry czyli bamies graniczy z cudem..
Jadzia,która najwyrażniej bardzo kocha swych przyjaciół,opowiada o nich z dużym zapałem.
-Zakupy przed wyjazdem do Polski robię tak za 200 euro-dużo oliwy,fety..oliwki,kawa,słodycze,Metaxa...obowiązkowo okrę,czasami nawet biorę bakłażany.Wezmę też zawsze do lodówki kilo szpinaku razem z zieleniną i ciastem filo,to gdy dojadę,na <dzień dobry>robimy szpanakopitę z greckich produktów bo jestem ich pewna bo w Polsce to i ciasto inne,szpinak nie zawsze jest,zielenina czterokrotnie droższa...
Patrzymy na Jadzie wybałuszonymi oczami,bo wiedzieliśmy,że dobra z niej dziewczyna,ale nikt z nas jej nie posądzał aż o taką ofiarność!
-To nic wielkiego!Samochód mamy pusty z tyłu,więc ładuję dwie steropianowe lodówki,baniaki z oliwą....25 godzin drogi...i już
-Jadzia!To ja ci załatwię ten popiół-uśmiecham się do niej przebiegle-ale pamiętaj,że my nie możemy się obejść bez polskich grzybów suszonych i bez mąki gryczanej!
Jadzia jednak głupia nie jest!
-Tu wszystko jest w sklepach polskich!Co innego w Polsce w małej miejscowości!Jeśli nawet znajdziesz jakiś produkt niby grecki to jest odpowiednio droższy i wcale nie tak dobry jak tu!
Co prawda,to prawda.Pamiętam jak raz robiłam w Polsce pasticjo -zapiekankę makaronowo-mięsną pod beszamelem.Niby wyszło,ale jednak takie inne w smaku,bo ani makaron nie jest taki sam,ani mięso mielone...piekarniki wszędzie gazowe....
Dobra dziewczyna z tej Jadzi! Na szczęście wcale nie naiwna!
Załatwię jej tę łyżkę popiołu,jeśli przez to melomakarona mają być lepsze.Wiem,że mi przywiezie te grzybki,choć drugi raz o nich nie wspomnę!
Jadzia uspokojona wraca do domu.Mój mąż już chwilę przedtem wyłączył się z rozmowy i przysnął.
Idę do kuchni umyć naczynia po obiedzie.
Z bólem serca wyrzucam resztkę surówki z popularnej tu sałaty rzymskiej czyli marouli...
Na talerzach połyskuje resztka oliwy ,którą dodałam do zapiekanych ziemniaków z kurczakiem...
Robi mi się dziwnie na myśl o tym,że mogłoby nie być na talerzu tego złocistego dodatku!...
Jadzia pochodzi z drugiej częsci Polski!!!
Kto ewentualnie zadbałby o nasze żołądki,gdyby nasze <na stałe> w Grecji przestało obowiązywać???!!!
Komentarze
Prześlij komentarz